Ten rozdział dedykuję wszystkim, którzy skomentowali Prolog. Nie spodziewałam się, że ktokolwiek go przeczyta, a co dopiero skomentuje! Dlatego baaaaaardzo dziękuję: kurczaczek103, Viki, Lydia Lestrange, Móżdżek, oraz Anonimkowi, którego komentarz bardzo poprawił mi humor. Wielkie dzięki wam wszystkim!
Hanna
- Puść
mnie! - zażądałam, kiedy blondwłosy chłopak zacisnął palce na
moim nadgarstku. Zaczęłam się wyrywać, ale on nie zamierzał dać
mi uciec.
- Nie
wyjdziesz stąd, dopóki sobie czegoś nie wyjaśnimy - mruknął
groźnie, po czym rzucił mną o ścianę. Musiałam się wyjątkowo
kontrolować, żeby go nie uderzyć, albo... zabić? Cóż. To było
dość trudne. Był w końcu zwykłym śmiertelnikiem, a ja już
jednego (o wiele mi bliższego) skrzywdziłam i nie miałam zamiaru
robić tego po raz drugi.
-
Czego chcesz? - syknęłam, patrząc wściekle na chłopaka.
-
Dobrze wiesz, czego. Gdzie są pieniądze?! - krzyknął, wbijając
we mnie wściekłe spojrzenie. Wzięłam uspokajający oddech, bo
czułam jak adrenalina uderza mi do głowy. Zawsze było tak samo –
wściekałam się, po czym miałam wielką dziurę w pamięci, jakby
ktoś wymazał ją gumką. No i jeszcze jedno – zwykle ktoś, kto
mnie atakował kończył źle, chociaż sama nie wiedziałam, co mu
zrobiłam.
-
Pomyliłeś mnie z kimś. Nie mam dla ciebie żadnych pieniędzy -
mruknęłam. - Puszczaj. Już - powiedziałam pewnie, starając się
użyć całej swojej siły do wyrywania się. Problem polegał na
tym, że nie byłam zbyt wysportowana i daleko mi było do ideału
osoby, która mogłaby się bronić. Poza tym moje marne ledwo ponad
półtora metra nie dałoby rady z takim wielkim gościem.
Cholera.
- I co
teraz paniusiu? Dobrze wiem, z kim się umawiałem. Dziesięć
tysięcy miało być na dzisiaj! - warknął. Wywróciłam oczami.
- Ode
mnie możesz dostać w najlepszym wypadku pięć dolców i
miętówkę. Odwal się!
-
Zmuszasz mnie do tego - syknął chłopak, po czym przyłożył
idealnie naostrzony sztylet do mojego gardła. Teraz nie miałam
żadnych szans. Gdybym próbowała się wyrwać, ten zraniłby mnie w
krtań.
Pięknie.
Nie mam wyjścia.
Zamknęłam
oczy i wzięłam głęboki oddech. Musiałam odzyskać kontrolę i
koncentracje,
co
było dość trudne z moim ADHD.
-
Opuścisz to miejsce. - powiedziałam pewnie, a mój głos już moim
głosem nie był. Brzmiał trochę jakby w tym samym momencie mówiło kilka osób. Nie wiedziałam czemu wszyscy się tak tego
boją. Jak dla mnie było to naturalne i całkiem przyjemne. -
Zapomnisz co tu się stało - warknęłam groźnie, odpychając go od
siebie.
Kiedy
uniosłam powieki, jego nie było. Nic dziwnego. Nazywają to
hipnozą, ale jak dla mnie, to zwykła perswazja. Nieważna jest
jednak nazwa, ważne, że działa. Wesołym krokiem opuściłam
ciemny zaułek, ale nie dane mi było przejść nawet kilku metrów,
bo wpadłam na kogoś przerażająco znajomego.
-
HANNA! - wrzasnął Grover, wytrzeszczając na mnie oczy, przez co
dreszcz przeszedł mi po plecach. Wyglądał strasznie.
-
Cześć, Grover – starałam się, żeby mój głos zabrzmiał
beztrosko. Nie brzmiał. To inna sprawa. Teraz ważne było, żeby
jego twarz nie zrobiła się bardziej czerwona, bo wtedy
najprawdopodobniej przyciągnęłaby byka z drugiego końca świata.
-
Nigdy. Więcej. Nie. Uciekaj - powiedział z groźną miną.
Popatrzyłam na niego z politowaniem, kiedy zaczął grozić mi
palcem.
-
Dobrze mamo. Właściwie mam ci coś do powiedzenia, Grover. Istnieje coś takiego jak zdanie
złożone, nie uważasz? Radzę też stosować pewne spójniki –
powiedziałam sarkastycznie, co tylko jeszcze bardziej go
rozwścieczyło.
-
HANNA, CO TY SOBIE WYOBRAŻAŁAŚ? TO JUŻ TRZECI RAZ W TYM TYGODNIU!
- wrzasnął na całą ulicę. Kilka osób odwróciło głowy w naszą
stronę.
- Nie
pasuję tam. Jak mam walczyć, skoro się do tego nie nadaję? -
zapytałam, patrząc na niego spode łba.
- Ze
wszystkich herosów jakich znalazłem, TY JESTEŚ NAJWIĘKSZYM
PROBLEMEM! - krzyknął. - Włączając w to Thalię, która
zamieniła się w drzewo, Percy'ego, który nigdy mnie nie słuchał
i przez to o mało nie został zabity przez Minotaura i Luke'a, który
zamienił się w KRONOSA! - wrzasnął.
-
Fascynujące. Słuchaj, może tak wrócisz do obozu, a ja Cię
dogonię za kilka minut? Chcę jeszcze wpaść do kawiarni za rogiem... -
wskazałam na budynek kilka metrów dalej. Przez chwilę staliśmy w bezruchu, jakby czekając na burzę. O ile to możliwe,
twarz satyra zrobiła się jeszcze bardziej czerwona.
-
Hanna... - zaczął przez zaciśnięte zęby, trzęsąc się
niebezpiecznie.
- No
wiem, wiem. Wracamy do obozu - mruknęłam. Chłopak złapał mnie za
ramię i pociągnął mocno za sobą, gderając coś o niewychowanych
nowicjuszach.
-
…nie chciałaby, żeby coś Ci się stało! Wiesz, co by mi
zrobiła, gdybyś przeze mnie wpadła w kłopoty?!
-
Grover. Przez piętnaście lat mojego okropnego życia nigdy nic mnie
nie zaatakowało. To ty przylazłeś do mnie do domu i nagle zabrałeś
mnie... gdzieś.
- Do
obozu - mruknął. - Masz potężną aurę, naprawdę nie wiem,
dlaczego potwory cię wcześniej nie wyśledziły. Może to ma
związek z twoimi metamorfozami, ale tak czy inaczej...
No
fakt. Jest jeszcze jedna sprawa.
Już nie
chodzi tylko o to, że potrafię hipnotyzować, widzę przyszłość,
czytam w myślach oraz inne bzdury,
których inni ludzie by „pragnęli”. Nie. Oczywiście musiałam
dostać też ten cholerny „dar”, który był najbardziej
irytującym prezentem jaki istnieje.
Kiedy
ktoś chce kogoś zobaczyć, widzi go we mnie. Silne pragnienie zobaczenia pewnej osoby bierze górę nad wyobraźnią innych i mieszają im się podstawowe informacje. Kiedyś jeden chłopak oczekiwał swojej dziewczyny w restauracji. Tak się składało, że akurat przechodziłam tamtędy, więc kiedy mnie wydawało mu się że widzi swoją kochankę. Zaczął mnie gonić. Wstrząsnęłam się z obrzydzeniem na samo wspomnienie o tym.
Dzisiaj najprawdopodobniej ten blondyn wziął mnie za kogoś, kim nie
jestem.
Nienawidzę
swojej matki za to wszystko.
-
Pamiętaj, że potwory mnie w ogóle nie czują - powiedziałam,
lekko obrażona.
- I
dobrze! Chciałabyś, żeby cię śledziły?!
- No
więc... skoro mnie nie mogą zaleźć, to może powinnam mieć
pozwolenie na wyjście z obozu? - zapytałam zażenowana.
-
Blondynki - mamrotał Grover. - Dlaczego jesteście takie...
niedomyślne?
- Nie
radziłabym Ci tego mówić przy Annabeth - mruknęłam. Satyr cały
się spiął i opuścił głowę.
- Nie
daję sobie rady. Jestem beznadziejny - pociągnął żałośnie
nosem. Ja uniosłam lekko brwi.
- To
już wiemy. Przestań się nad sobą użalać! To nie ty jesteś
uwięziony w jakimś beznadziejnym więzieniu! - zawołałam.
- To
nie jest więzienie! To raj.
-
Jasne.
-
Jasne.
-
Świetnie.
-
Świetnie!
Szliśmy
przez chwilę w milczeniu. Nie uciekłam za daleko, dlatego po
godzinie marszu znaleźliśmy się na Wzgórzu Herosów. Wchodząc do
obozu rzuciłam ponure spojrzenie Alice, która widząc mnie westchnęła cicho. Córka Hermesa była szatynką o dużych, niebieskich
oczach i jasnej karnacji. Przyjaźniłyśmy się od zawsze, jednak
trzy lata temu tajemniczo zniknęła w wakacje, zamiast pojechać ze
mną do Francji. Było to trochę irytujące, ale tłumaczyła się
jakimś karnym obozem szkolnym. Alice, podobnie jak ja, nie uczyła
się za dobrze. Dopiero później odkryła, dlaczego.
A dwa
tygodnie temu i ja zostałam tu wysłana. Obóz Półkrwi, też mi
coś.
-
Hanna! - zawołała mnie, po czym pokazała ręką, bym do niej
podeszła. Tak też zrobiłam.
- Co
jest? - zapytałam, marszcząc brwi.
-
Nowa. Jeszcze nie została uznana, siedzi w naszym domku.
-
Pewnie ją uznają przy wieczornym ognisku - mruknęłam,
niespecjalnie zainteresowana.
- Mam
nadzieję, że ją szybko znajdą. Wiesz, taka mała...
- Ile
ma lat?
-
Osiem.
Na
chwilę zapadła między nami cisza. Otrząsnęłam się dopiero po
chwili.
-
Osiem? Osiem? Jakim cudem się tu dostała?
- Interesująca sprawa. Goniły ją ptaki symfalijskie. Ledwie uszła z życiem. W ostatniej
chwili Percy i Annabeth ją uratowali. Podobno było ciężko.
Zamyśliłam
się.
- Ale
nic jej nie jest, tak?
-
Skręciła kostkę, ale nektar zminimalizował straty, jak zawsze.
Napój
bogów był i genialny i śmiertelny. Potrafił uzdrowić każdą
ranę, ale jeśli się go wypiło za dużo...
-
Czyli jest okej?
- Myślę że wszystko w porządku.
- To
dobrze - powiedziałam, a na mojej twarzy pojawiła się zmarszczka.
- Myślisz...
- Nie
sądzę - odpowiedziała natychmiast. Tak właściwie, to łatwo było
przewidzieć moje pytanie. Za dużo czasu spędziłam sama i kiedy do
obozu trafiał ktoś nowy, miałam nadzieję, że zamieszka ze mną.
-
Hekate nie wydaje się lubić dzieci - mruknęłam cicho. Alice
popatrzyła na mnie, zmartwiona.
-
Jestem pewna, że się odezwie. Przecież...
- Tak,
wiem - przerwałam jej. - Już pójdę. Wiesz, mam kilka rzeczy do
zrobienia. Grover pewnie znowu wlepi mi jakąś karę.
-
...której znowu nie wypełnisz - dokończyła szatynka.
Uśmiechnęłam się blado i skierowałam się do fioletowego domku.
Był
urządzony w moim ukochanym stylu vintage. Wszystko co się w nim
znajdowało wydawało się albo antyczne, albo magiczne. Ewentualnie
jedno i drugie. Fiolet zdawał się emanować tajemniczym światłem.
Nierówno przycięte krzewy stanowiły podporę dla kamieni, które
zdawały się krzyczeć: „NIE DOTYKAJ! JEŚLI TO ZROBISZ WYSADZIMY
CAŁĄ AMERYKĘ PÓŁNOCNĄ
W POWIETRZE!”. Następny przerażający punkt do listy rzeczy,
którymi obdarowała mnie mamusia.
Cudownie.
Od
środka domek był wyjątkowo mroczny. Ściany pokrywał czarny
aksamit, a jedyne światło pochodziło ze świeczek, które się
nigdy nie wypalały, tak więc w pomieszczeniu panował półmrok. Na
drewnianych rzeźbionych stołach znajdowały się różne zwoje
pergaminu, prawdopodobnie przedstawiające efekty oraz
przygotowanie niektórych zaklęć czy eliksirów. Przerażająco
czarna podłoga nie skrzypiała. Kiedy przechodziłam, słyszałam
powtarzający się echem stukot.
Westchnęłam
cicho i położyłam się na swoim wielkim łóżku. Co prawda nie czułam się w tym pokoju dobrze, ale przynajmniej wystrój mi się podobał. Mimo tego, zdecydowanie wolałabym być na wolności.
Ale
kogo to obchodziło?
Evan
-
Słyszałeś? - spytał mnie David, kiedy znalazłem się w zasięgu
jego wzroku. - Jest nowa.
-
Obiło mi się o uszy - mruknąłem, nie za bardzo zainteresowany.
Usiadłem na krawędzi mojego domku i wpatrywałem się w ziemię,
gdzie znajdował się mój przyjaciel.
- Hej!
- zawołał z dołu. - Złaź! Czuję się jak idiota tak zadzierając
głowę - mruknął.
-
Poczekaj chwilę. Już idę.
Mój
domek znajdował się co najmniej na wysokości siedmiu metrów.
Wyglądał tak, jakby został osadzony na chmurze, bo...
no.
Był
jakby jedną wielką chmurą.
Miał przeszklone ściany i wydawał się wpuszczać tyle słonecznego
światła, ile zdoła, tworząc piękną tęczę. Wszystko w nim było
albo bardzo miękkie, albo bardzo kruche, a wręcz sterylnie biała
wykładzina była podporą dla całego domku, chociaż na taką nie
wyglądała. Kiedy przechodziłem, miałem wrażenie, jakby ktoś
wysypał pianki pod moje nogi.
Domek
był całkiem fajny. Wiele osób mi go zazdrościło, chociaż były
„małe” problemy, kiedy przychodzili sprawdzić czystość.
Szybkim
ruchem odepchnąłem się od krawędzi domku i łagodnie opadłem na
dół. Powietrze jak zwykle się mnie usłuchało, kiedy delikatnie
dotknąłem palcami ziemi.
-
Wiesz co, chyba muszę poprosić Annabeth, żeby dorobiła ci jakąś
drabinę. Kiedyś będę musiał cię odwiedzić! - mruknął David
idąc w stronę wielkiego drzewa.
- Są
jakieś plusy. Nie ma niezapowiedzianych gości - powiedziałem,
patrząc na niego rozbawiony.
- Ale
zapowiedzianych też nie ma! Słuchaj, podobno twój domek jest
najfajniejszy ze wszystkich. Muszę go zobaczyć.
David,
jako syn Hefajstosa, musiał zobaczyć wszystko i porównać z tym co
on by zrobił, żeby go ulepszyć. Jednak mój domek tak emanował
pewną delikatnością, prostotą i absolutnym brakiem unowocześnień
technologicznych, że bałem się go zniszczyć. Podobał mi się
taki jakim jest.
- No i
mam nowinę. Wraz z przybyciem tej nowej... przestałeś być
najmłodszy w obozie. - przystanął, czekając na moją reakcję.
-
Serio? - zapytałem, nie wierząc własnym uszom. Od roku nie było
nikogo, kto byłby młodszy. Naprawdę irytująca sprawa. „Evan,
jesteś za mały, żeby iść na misję” „Nie Evan, nie pójdziesz
na wojnę z Kronosem” - O ile jest młodsza?
- O dwa
lata. - odpowiedział.
- Nieźle.
Jak się tu dostała? - zapytałem marszcząc brwi. Satyr nie brałby
takiej małej do obozu, ani nie mówiłby kim jest. Niebezpieczeństwo było zbyt duże.
-
Plecie coś od rzeczy. Słyszałem jak mówiła, że księżyc jej
wskazał drogę.
Zamarłem.
A więc
przepowiednia zaczęła się spełniać? Miałem nadzieję, że
trochę potrwa czekanie. A tu taka niespodzianka.
- Może
powinniśmy się z nią zobaczyć? - zapytałem nieco nerwowo,
patrząc na kolegę. Ten uniósł lekko brwi, ale nie zaprzeczył.
-
Jasne. Siedzi teraz w jedenastce, jak zwykle nowi...
-
Chodźmy! - zawołałem i pobiegłem w stronę Domku Hermesa. Po
kilku sekundach się tam znalazłem. To był kolejny przywilej
dziecka Eola, pana wiatrów – pchał mnie on do przodu kiedy
biegłem, przez co bieg pięciominutowy zajmował mi około pięciu sekund.
Postanowiłem
poczekać na Davida. Pewnie by się wkurzył, gdybym wszedł bez
niego, a ja sam czułbym się głupio, wchodząc bez przyjaciela do
obcego domku. W całkowitej teorii było to zakazane. W praktyce
wszyscy traktowali ten zakaz jakby go nie było.
Po
kilku minutach bezczynności dobiegł do mnie zdyszany przyjaciel.
-
Nigdy... więcej... tego... nie rób... - wydyszał sapiąc.
Zaśmiałem się i śmiało otworzyłem drzwi domku. Alice (córka
Hermesa) i Annabeth siedziały przy łóżku położonym najbardziej
na lewo, rozmawiając z jakąś dziewczynką. Podejrzewałem, że to
nowa.
-
Evan! - zawołała Alice, kiedy mnie zobaczyła. - Potrzebujesz
czegoś? - zapytała, marszcząc brwi. Przez ostatni rok mieszkałem
w tym domku. Dopiero dwa tygodnie temu, kiedy Percy pokonał Kronosa
i powstały nowe domki, mogliśmy się „ujawnić”. Od tego czasu,
często przychodziłem wziąć rzeczy, których zapomniałem. A było
ich dość dużo.
- Nie,
nie tym razem - odpowiedziałem i lekko się wychyliłem, żeby
zobaczyć twarz dziewczynki, która siedziała na łóżku.
Nie do końca potrafiłem ocenić jej wygląd. Chyba była ładna, ale wyglądała na bardzo zmęczoną: miała bladą skórę i cienie pod oczami, które zresztą wyglądały jakby miały się za chwilę zamknąć. Obok jej łóżka stał kubek z nektarem, a obok niego batonik z ambrozji. Wiedziałem że za jakiś czas poczuje się lepiej.
Sama dziewczynka miała proste brązowe włosy i bardzo wyraziste zielone oczy, które badały pokój z ciekawością. Przez chwilę wydawało mi się że widzę smutek na jej twarzy, ale szybko przekonałem się że to tylko refleksja światła, ponieważ niemożliwym było żeby tak szybko potrafiła zmienić swój wyraz twarzy na szeroki uśmiech.
Sama dziewczynka miała proste brązowe włosy i bardzo wyraziste zielone oczy, które badały pokój z ciekawością. Przez chwilę wydawało mi się że widzę smutek na jej twarzy, ale szybko przekonałem się że to tylko refleksja światła, ponieważ niemożliwym było żeby tak szybko potrafiła zmienić swój wyraz twarzy na szeroki uśmiech.
No więc kochani. Nie przyzwyczajajcie się do tego tempa rozdziałów. Mam 3 inne blogi, którymi muszę się zająć, dlatego przewiduję jeden rozdział na 2 tygodnie, może (czasami!) co tydzień. Mam nadzieję, że długość was zadowala i nie będziecie bardzo narzekać ^^ Wprowadziłam nowych bohaterów i mam nadzieję, że nie zrobiłam tego za szybko. Połapiecie się?
Baaaardzo ładnie proszę o komentarze, które mnie motywują do dalszej pracy. Wiecie jaki mam zaciesz, jak widzę komentarz więcej na blogu? Całe osiedle o tym wie xd
proszę bardzo, będzie komentarz ;D
OdpowiedzUsuńfajnie, że wprowadzasz nowe postacie. Jeszcze kumam, kto kim jest ;)
i zawsze się cieszę, jak pojawia się jakiś heros, który nie jest dzieckiem kogoś z Wielkiej 12. Robi się wtedy duuuużo ciekawiej :)
i nie, nie przeszkadza mi spadek tempa Twej twórczości...
no dobra, może troszkę xD
poćwiczę cierpliwość :D
i tak wgl to notka super, chociaż trochę za szybko się skończyła. ale to przecież kolejny + ;)
pozdrawiam i życzę miłej resztki ( ehh ) weekendu :)
No, no...
OdpowiedzUsuńnaprawdę fajny rozdział.
Ciekawe podejście do życia w przypadku Hannah.
Uroczy Evan (Eol ? Naprawdę ?)
I ta mała, którą ''prowadził księżyc''
Niecierpliwie czekam na więcej
Ja pytam czemu dopiero dzisiaj tu trafiłam?! No czemu?!
OdpowiedzUsuńWłaśnie czytam serię "Percy i Bogowie Olimpijscy" :)
Cieszę się, że piszesz blog o tej tematyce :D
Poza tym uwielbiam Twoją twórczość (co już powinnaś wiedzieć).
Mam nadzieję, że w wakacje będziesz częściej wrzucała notki, jeśli nie to Cię znajdę i wyduszę ciąg dalszy ;p
Anemii jeszcze nie mam, ale już są trzy blogi przez które mogę ją mieć, tak więc proooooszę dodawaj rozdziały jak najszybciej.
życzę Ci dużo weny, powodzenia w te ostatnie 3 tygodnie szkoły i śmiechu. Chorych faz!
buźka,
Drowned
http://smakwiatru.blogspot.com/
"Przegrzanie móżdżku za 3... 2... 1... 0."
OdpowiedzUsuńJak przeczytałem, że tą małą prowadził księżyc, moje pierwsze skojarzenie to:
"Czy Artemida straciła dziewictwo? :O"
Wiem, mam porąbaną główkę, ale cóż... :)
Hannah...córka Hekate jak mniemam...W pierwszej chwili myślałem, że Hypnosa, bo hipnoza :D
Moje skojarzenia są doprawdy... Wiesz jakie :D
Czekam na kolejne rozdziały i życzę weny :)
Ja tam się zgadzam, że to może być córka Artemidy. Nie wiem zakochała się, klątwa czy przekleństwo ale oj... będzie się działo!
UsuńWeny życzę
PS. Trochę szkoda, że tak rzadko, ale trudno.
Dziewczyno ty mnie zachipnotyzowałaś!! Czytałam to na złamanie karku i nic innego się dla mnie nie liczło. Twój blog jest cudowny. Świetnie się go czyta. Jakoś trzeba przeżyć że tak wolno piszesz...
OdpowiedzUsuń