2 czerwca 2013

1. Nowa

Ten rozdział dedykuję wszystkim, którzy skomentowali Prolog. Nie spodziewałam się, że ktokolwiek go przeczyta, a co dopiero skomentuje! Dlatego baaaaaardzo dziękuję: kurczaczek103, Viki, Lydia Lestrange, Móżdżek, oraz Anonimkowi, którego komentarz bardzo poprawił mi humor. Wielkie dzięki wam wszystkim!


Hanna

  - Puść mnie! - zażądałam, kiedy blondwłosy chłopak zacisnął palce na moim nadgarstku. Zaczęłam się wyrywać, ale on nie zamierzał dać mi uciec.
  - Nie wyjdziesz stąd, dopóki sobie czegoś nie wyjaśnimy - mruknął groźnie, po czym rzucił mną o ścianę. Musiałam się wyjątkowo kontrolować, żeby go nie uderzyć, albo... zabić? Cóż. To było dość trudne. Był w końcu zwykłym śmiertelnikiem, a ja już jednego (o wiele mi bliższego) skrzywdziłam i nie miałam zamiaru robić tego po raz drugi.
  - Czego chcesz? - syknęłam, patrząc wściekle na chłopaka.
  - Dobrze wiesz, czego. Gdzie są pieniądze?! - krzyknął, wbijając we mnie wściekłe spojrzenie. Wzięłam uspokajający oddech, bo czułam jak adrenalina uderza mi do głowy. Zawsze było tak samo – wściekałam się, po czym miałam wielką dziurę w pamięci, jakby ktoś wymazał ją gumką. No i jeszcze jedno – zwykle ktoś, kto mnie atakował kończył źle, chociaż sama nie wiedziałam, co mu zrobiłam.
  - Pomyliłeś mnie z kimś. Nie mam dla ciebie żadnych pieniędzy - mruknęłam. - Puszczaj. Już - powiedziałam pewnie, starając się użyć całej swojej siły do wyrywania się. Problem polegał na tym, że nie byłam zbyt wysportowana i daleko mi było do ideału osoby, która mogłaby się bronić. Poza tym moje marne ledwo ponad półtora metra nie dałoby rady z takim wielkim gościem.
    Cholera.
  - I co teraz paniusiu? Dobrze wiem, z kim się umawiałem. Dziesięć tysięcy miało być na dzisiaj! - warknął. Wywróciłam oczami.
  - Ode mnie możesz dostać w najlepszym wypadku pięć dolców i miętówkę. Odwal się!
  - Zmuszasz mnie do tego - syknął chłopak, po czym przyłożył idealnie naostrzony sztylet do mojego gardła. Teraz nie miałam żadnych szans. Gdybym próbowała się wyrwać, ten zraniłby mnie w krtań.
Pięknie. Nie mam wyjścia.
    Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Musiałam odzyskać kontrolę i koncentracje, co było dość trudne z moim ADHD.
  - Opuścisz to miejsce. - powiedziałam pewnie, a mój głos już moim głosem nie był. Brzmiał trochę jakby w tym samym momencie mówiło kilka osób. Nie wiedziałam czemu wszyscy się tak tego boją. Jak dla mnie było to naturalne i całkiem przyjemne. - Zapomnisz co tu się stało - warknęłam groźnie, odpychając go od siebie.
Kiedy uniosłam powieki, jego nie było. Nic dziwnego. Nazywają to hipnozą, ale jak dla mnie, to zwykła perswazja. Nieważna jest jednak nazwa, ważne, że działa. Wesołym krokiem opuściłam ciemny zaułek, ale nie dane mi było przejść nawet kilku metrów, bo wpadłam na kogoś przerażająco znajomego.
  - HANNA! - wrzasnął Grover, wytrzeszczając na mnie oczy, przez co dreszcz przeszedł mi po plecach. Wyglądał strasznie.
  - Cześć, Grover – starałam się, żeby mój głos zabrzmiał beztrosko. Nie brzmiał. To inna sprawa. Teraz ważne było, żeby jego twarz nie zrobiła się bardziej czerwona, bo wtedy najprawdopodobniej przyciągnęłaby byka z drugiego końca świata.
  - Nigdy. Więcej. Nie. Uciekaj - powiedział z groźną miną. Popatrzyłam na niego z politowaniem, kiedy zaczął grozić mi palcem.
  - Dobrze mamo. Właściwie mam ci coś do powiedzenia, Grover. Istnieje coś takiego jak zdanie złożone, nie uważasz? Radzę też stosować pewne spójniki – powiedziałam sarkastycznie, co tylko jeszcze bardziej go rozwścieczyło.
  - HANNA, CO TY SOBIE WYOBRAŻAŁAŚ? TO JUŻ TRZECI RAZ W TYM TYGODNIU! - wrzasnął na całą ulicę. Kilka osób odwróciło głowy w naszą stronę.
  - Nie pasuję tam. Jak mam walczyć, skoro się do tego nie nadaję? - zapytałam, patrząc na niego spode łba.
  - Ze wszystkich herosów jakich znalazłem, TY JESTEŚ NAJWIĘKSZYM PROBLEMEM! - krzyknął. - Włączając w to Thalię, która zamieniła się w drzewo, Percy'ego, który nigdy mnie nie słuchał i przez to o mało nie został zabity przez Minotaura i Luke'a, który zamienił się w KRONOSA! - wrzasnął.
  - Fascynujące. Słuchaj, może tak wrócisz do obozu, a ja Cię dogonię za kilka minut? Chcę jeszcze wpaść do kawiarni za rogiem... - wskazałam na budynek kilka metrów dalej. Przez chwilę staliśmy w bezruchu, jakby czekając na burzę. O ile to możliwe, twarz satyra zrobiła się jeszcze bardziej czerwona.
  - Hanna... - zaczął przez zaciśnięte zęby, trzęsąc się niebezpiecznie.
  - No wiem, wiem. Wracamy do obozu - mruknęłam. Chłopak złapał mnie za ramię i pociągnął mocno za sobą, gderając coś o niewychowanych nowicjuszach.
  - …nie chciałaby, żeby coś Ci się stało! Wiesz, co by mi zrobiła, gdybyś przeze mnie wpadła w kłopoty?!
  - Grover. Przez piętnaście lat mojego okropnego życia nigdy nic mnie nie zaatakowało. To ty przylazłeś do mnie do domu i nagle zabrałeś mnie... gdzieś.
  - Do obozu - mruknął. - Masz potężną aurę, naprawdę nie wiem, dlaczego potwory cię wcześniej nie wyśledziły. Może to ma związek z twoimi metamorfozami, ale tak czy inaczej...
    No fakt. Jest jeszcze jedna sprawa.
Już nie chodzi tylko o to, że potrafię hipnotyzować, widzę przyszłość, czytam w myślach oraz inne bzdury, których inni ludzie by „pragnęli”. Nie. Oczywiście musiałam dostać też ten cholerny „dar”, który był najbardziej irytującym prezentem jaki istnieje.
    Kiedy ktoś chce kogoś zobaczyć, widzi go we mnie. Silne pragnienie zobaczenia pewnej osoby bierze górę nad wyobraźnią innych i mieszają im się podstawowe informacje. Kiedyś jeden chłopak oczekiwał swojej dziewczyny w restauracji. Tak się składało, że akurat przechodziłam tamtędy, więc kiedy mnie wydawało mu się że widzi swoją kochankę. Zaczął mnie gonić. Wstrząsnęłam się z obrzydzeniem na samo wspomnienie o tym.
    Dzisiaj najprawdopodobniej ten blondyn wziął mnie za kogoś, kim nie jestem.
    Nienawidzę swojej matki za to wszystko.
  - Pamiętaj, że potwory mnie w ogóle nie czują - powiedziałam, lekko obrażona.
  - I dobrze! Chciałabyś, żeby cię śledziły?!
  - No więc... skoro mnie nie mogą zaleźć, to może powinnam mieć pozwolenie na wyjście z obozu? - zapytałam zażenowana.
  - Blondynki - mamrotał Grover. - Dlaczego jesteście takie... niedomyślne?
  - Nie radziłabym Ci tego mówić przy Annabeth - mruknęłam. Satyr cały się spiął i opuścił głowę.
  - Nie daję sobie rady. Jestem beznadziejny - pociągnął żałośnie nosem. Ja uniosłam lekko brwi.
  - To już wiemy. Przestań się nad sobą użalać! To nie ty jesteś uwięziony w jakimś beznadziejnym więzieniu! - zawołałam.
  - To nie jest więzienie! To raj.
  - Jasne.
  - Jasne.
  - Świetnie.
  - Świetnie!
    Szliśmy przez chwilę w milczeniu. Nie uciekłam za daleko, dlatego po godzinie marszu znaleźliśmy się na Wzgórzu Herosów. Wchodząc do obozu rzuciłam ponure spojrzenie Alice, która widząc mnie westchnęła cicho. Córka Hermesa była szatynką o dużych, niebieskich oczach i jasnej karnacji. Przyjaźniłyśmy się od zawsze, jednak trzy lata temu tajemniczo zniknęła w wakacje, zamiast pojechać ze mną do Francji. Było to trochę irytujące, ale tłumaczyła się jakimś karnym obozem szkolnym. Alice, podobnie jak ja, nie uczyła się za dobrze. Dopiero później odkryła, dlaczego.
    A dwa tygodnie temu i ja zostałam tu wysłana. Obóz Półkrwi, też mi coś.
  - Hanna! - zawołała mnie, po czym pokazała ręką, bym do niej podeszła. Tak też zrobiłam.
  - Co jest? - zapytałam, marszcząc brwi.
  - Nowa. Jeszcze nie została uznana, siedzi w naszym domku.
  - Pewnie ją uznają przy wieczornym ognisku - mruknęłam, niespecjalnie zainteresowana.
  - Mam nadzieję, że ją szybko znajdą. Wiesz, taka mała...
  - Ile ma lat?
  - Osiem.
Na chwilę zapadła między nami cisza. Otrząsnęłam się dopiero po chwili.
  - Osiem? Osiem? Jakim cudem się tu dostała?
  - Interesująca sprawa. Goniły ją ptaki symfalijskie. Ledwie uszła z życiem. W ostatniej chwili Percy i Annabeth ją uratowali. Podobno było ciężko.
Zamyśliłam się.
  - Ale nic jej nie jest, tak?
  - Skręciła kostkę, ale nektar zminimalizował straty, jak zawsze.
Napój bogów był i genialny i śmiertelny. Potrafił uzdrowić każdą ranę, ale jeśli się go wypiło za dużo...
  - Czyli jest okej?
  - Myślę że wszystko w porządku.
  - To dobrze - powiedziałam, a na mojej twarzy pojawiła się zmarszczka. - Myślisz...
  - Nie sądzę - odpowiedziała natychmiast. Tak właściwie, to łatwo było przewidzieć moje pytanie. Za dużo czasu spędziłam sama i kiedy do obozu trafiał ktoś nowy, miałam nadzieję, że zamieszka ze mną.
  - Hekate nie wydaje się lubić dzieci - mruknęłam cicho. Alice popatrzyła na mnie, zmartwiona.
  - Jestem pewna, że się odezwie. Przecież...
  - Tak, wiem - przerwałam jej. - Już pójdę. Wiesz, mam kilka rzeczy do zrobienia. Grover pewnie znowu wlepi mi jakąś karę.
  - ...której znowu nie wypełnisz - dokończyła szatynka. Uśmiechnęłam się blado i skierowałam się do fioletowego domku.
    Był urządzony w moim ukochanym stylu vintage. Wszystko co się w nim znajdowało wydawało się albo antyczne, albo magiczne. Ewentualnie jedno i drugie. Fiolet zdawał się emanować tajemniczym światłem. Nierówno przycięte krzewy stanowiły podporę dla kamieni, które zdawały się krzyczeć: „NIE DOTYKAJ! JEŚLI TO ZROBISZ WYSADZIMY CAŁĄ AMERYKĘ PÓŁNOCNĄ W POWIETRZE!”. Następny przerażający punkt do listy rzeczy, którymi obdarowała mnie mamusia.
    Cudownie.
    Od środka domek był wyjątkowo mroczny. Ściany pokrywał czarny aksamit, a jedyne światło pochodziło ze świeczek, które się nigdy nie wypalały, tak więc w pomieszczeniu panował półmrok. Na drewnianych rzeźbionych stołach znajdowały się różne zwoje pergaminu, prawdopodobnie przedstawiające efekty oraz przygotowanie niektórych zaklęć czy eliksirów. Przerażająco czarna podłoga nie skrzypiała. Kiedy przechodziłam, słyszałam powtarzający się echem stukot.
    Westchnęłam cicho i położyłam się na swoim wielkim łóżku. Co prawda nie czułam się  w tym pokoju dobrze, ale przynajmniej wystrój mi się podobał. Mimo tego, zdecydowanie wolałabym być na wolności.
     Ale kogo to obchodziło?

Evan

  - Słyszałeś? - spytał mnie David, kiedy znalazłem się w zasięgu jego wzroku. - Jest nowa.
  - Obiło mi się o uszy - mruknąłem, nie za bardzo zainteresowany. Usiadłem na krawędzi mojego domku i wpatrywałem się w ziemię, gdzie znajdował się mój przyjaciel.
  - Hej! - zawołał z dołu. - Złaź! Czuję się jak idiota tak zadzierając głowę - mruknął.
  - Poczekaj chwilę. Już idę.
     Mój domek znajdował się co najmniej na wysokości siedmiu metrów. Wyglądał tak, jakby został osadzony na chmurze, bo... no. Był jakby jedną wielką chmurą. Miał przeszklone ściany i wydawał się wpuszczać tyle słonecznego światła, ile zdoła, tworząc piękną tęczę. Wszystko w nim było albo bardzo miękkie, albo bardzo kruche, a wręcz sterylnie biała wykładzina była podporą dla całego domku, chociaż na taką nie wyglądała. Kiedy przechodziłem, miałem wrażenie, jakby ktoś wysypał pianki pod moje nogi.
     Domek był całkiem fajny. Wiele osób mi go zazdrościło, chociaż były „małe” problemy, kiedy przychodzili sprawdzić czystość.
     Szybkim ruchem odepchnąłem się od krawędzi domku i łagodnie opadłem na dół. Powietrze jak zwykle się mnie usłuchało, kiedy delikatnie dotknąłem palcami ziemi.
  - Wiesz co, chyba muszę poprosić Annabeth, żeby dorobiła ci jakąś drabinę. Kiedyś będę musiał cię odwiedzić! - mruknął David idąc w stronę wielkiego drzewa.
  - Są jakieś plusy. Nie ma niezapowiedzianych gości - powiedziałem, patrząc na niego rozbawiony.
  - Ale zapowiedzianych też nie ma! Słuchaj, podobno twój domek jest najfajniejszy ze wszystkich. Muszę go zobaczyć.
     David, jako syn Hefajstosa, musiał zobaczyć wszystko i porównać z tym co on by zrobił, żeby go ulepszyć. Jednak mój domek tak emanował pewną delikatnością, prostotą i absolutnym brakiem unowocześnień technologicznych, że bałem się go zniszczyć. Podobał mi się taki jakim jest.
  - No i mam nowinę. Wraz z przybyciem tej nowej... przestałeś być najmłodszy w obozie. - przystanął, czekając na moją reakcję.
  - Serio? - zapytałem, nie wierząc własnym uszom. Od roku nie było nikogo, kto byłby młodszy. Naprawdę irytująca sprawa. „Evan, jesteś za mały, żeby iść na misję” „Nie Evan, nie pójdziesz na wojnę z Kronosem” - O ile jest młodsza?
  - O dwa lata. - odpowiedział.
  - Nieźle. Jak się tu dostała? - zapytałem marszcząc brwi. Satyr nie brałby takiej małej do obozu, ani nie mówiłby kim jest. Niebezpieczeństwo było zbyt duże.
  - Plecie coś od rzeczy. Słyszałem jak mówiła, że księżyc jej wskazał drogę.
     Zamarłem.
     A więc przepowiednia zaczęła się spełniać? Miałem nadzieję, że trochę potrwa czekanie. A tu taka niespodzianka.
  - Może powinniśmy się z nią zobaczyć? - zapytałem nieco nerwowo, patrząc na kolegę. Ten uniósł lekko brwi, ale nie zaprzeczył.
  - Jasne. Siedzi teraz w jedenastce, jak zwykle nowi...
  - Chodźmy! - zawołałem i pobiegłem w stronę Domku Hermesa. Po kilku sekundach się tam znalazłem. To był kolejny przywilej dziecka Eola, pana wiatrów – pchał mnie on do przodu kiedy biegłem, przez co bieg pięciominutowy zajmował mi około pięciu sekund.
     Postanowiłem poczekać na Davida. Pewnie by się wkurzył, gdybym wszedł bez niego, a ja sam czułbym się głupio, wchodząc bez przyjaciela do obcego domku. W całkowitej teorii było to zakazane. W praktyce wszyscy traktowali ten zakaz jakby go nie było.
     Po kilku minutach bezczynności dobiegł do mnie zdyszany przyjaciel.
  - Nigdy... więcej... tego... nie rób... - wydyszał sapiąc. Zaśmiałem się i śmiało otworzyłem drzwi domku. Alice (córka Hermesa) i Annabeth siedziały przy łóżku położonym najbardziej na lewo, rozmawiając z jakąś dziewczynką. Podejrzewałem, że to nowa.
  - Evan! - zawołała Alice, kiedy mnie zobaczyła. - Potrzebujesz czegoś? - zapytała, marszcząc brwi. Przez ostatni rok mieszkałem w tym domku. Dopiero dwa tygodnie temu, kiedy Percy pokonał Kronosa i powstały nowe domki, mogliśmy się „ujawnić”. Od tego czasu, często przychodziłem wziąć rzeczy, których zapomniałem. A było ich dość dużo.
  - Nie, nie tym razem - odpowiedziałem i lekko się wychyliłem, żeby zobaczyć twarz dziewczynki, która siedziała na łóżku.
     Nie do końca potrafiłem ocenić jej wygląd. Chyba była ładna, ale wyglądała na bardzo zmęczoną: miała bladą skórę i cienie pod oczami, które zresztą wyglądały jakby miały się za chwilę zamknąć. Obok jej łóżka stał kubek z nektarem, a obok niego batonik z ambrozji. Wiedziałem że za jakiś czas poczuje się lepiej.
    Sama dziewczynka miała proste brązowe włosy i bardzo wyraziste zielone oczy, które badały pokój z ciekawością. Przez chwilę wydawało mi się że widzę smutek na jej twarzy, ale szybko przekonałem się że to tylko refleksja światła, ponieważ niemożliwym było żeby tak szybko potrafiła zmienić swój wyraz twarzy na szeroki uśmiech.


No więc kochani. Nie przyzwyczajajcie się do tego tempa rozdziałów. Mam 3 inne blogi, którymi muszę się zająć, dlatego przewiduję jeden rozdział na 2 tygodnie, może (czasami!) co tydzień. Mam nadzieję, że długość was zadowala i nie będziecie bardzo narzekać ^^ Wprowadziłam nowych bohaterów i mam nadzieję, że nie zrobiłam tego za szybko. Połapiecie się?

Baaaardzo ładnie proszę o komentarze, które mnie motywują do dalszej pracy. Wiecie jaki mam zaciesz, jak widzę komentarz więcej na blogu? Całe osiedle o tym wie xd

6 komentarzy:

  1. proszę bardzo, będzie komentarz ;D
    fajnie, że wprowadzasz nowe postacie. Jeszcze kumam, kto kim jest ;)
    i zawsze się cieszę, jak pojawia się jakiś heros, który nie jest dzieckiem kogoś z Wielkiej 12. Robi się wtedy duuuużo ciekawiej :)
    i nie, nie przeszkadza mi spadek tempa Twej twórczości...
    no dobra, może troszkę xD
    poćwiczę cierpliwość :D

    i tak wgl to notka super, chociaż trochę za szybko się skończyła. ale to przecież kolejny + ;)

    pozdrawiam i życzę miłej resztki ( ehh ) weekendu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No, no...
    naprawdę fajny rozdział.
    Ciekawe podejście do życia w przypadku Hannah.
    Uroczy Evan (Eol ? Naprawdę ?)
    I ta mała, którą ''prowadził księżyc''
    Niecierpliwie czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja pytam czemu dopiero dzisiaj tu trafiłam?! No czemu?!
    Właśnie czytam serię "Percy i Bogowie Olimpijscy" :)
    Cieszę się, że piszesz blog o tej tematyce :D
    Poza tym uwielbiam Twoją twórczość (co już powinnaś wiedzieć).
    Mam nadzieję, że w wakacje będziesz częściej wrzucała notki, jeśli nie to Cię znajdę i wyduszę ciąg dalszy ;p
    Anemii jeszcze nie mam, ale już są trzy blogi przez które mogę ją mieć, tak więc proooooszę dodawaj rozdziały jak najszybciej.
    życzę Ci dużo weny, powodzenia w te ostatnie 3 tygodnie szkoły i śmiechu. Chorych faz!
    buźka,
    Drowned
    http://smakwiatru.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. "Przegrzanie móżdżku za 3... 2... 1... 0."
    Jak przeczytałem, że tą małą prowadził księżyc, moje pierwsze skojarzenie to:
    "Czy Artemida straciła dziewictwo? :O"
    Wiem, mam porąbaną główkę, ale cóż... :)
    Hannah...córka Hekate jak mniemam...W pierwszej chwili myślałem, że Hypnosa, bo hipnoza :D
    Moje skojarzenia są doprawdy... Wiesz jakie :D
    Czekam na kolejne rozdziały i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam się zgadzam, że to może być córka Artemidy. Nie wiem zakochała się, klątwa czy przekleństwo ale oj... będzie się działo!
      Weny życzę
      PS. Trochę szkoda, że tak rzadko, ale trudno.

      Usuń
  5. Dziewczyno ty mnie zachipnotyzowałaś!! Czytałam to na złamanie karku i nic innego się dla mnie nie liczło. Twój blog jest cudowny. Świetnie się go czyta. Jakoś trzeba przeżyć że tak wolno piszesz...

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy