9 czerwca 2013

2. Rodzic cz. 1


Aria

       - Jestem David, syn Hefajstosa, a to jest Evan, syn Eola - powiedział dobrze zbudowany blondyn o ciepłych, czekoladowych oczach. Miał na sobie pomarańczową obozową koszulkę i stare sprane jeansy. Gdzieniegdzie był ubrudzony smarem, a na rękach miał liczne rany i zadrapania. Mógł mieć maksymalnie dwanaście lat. Jego przyjaciel był jego całkowitym przeciwieństwem – miał ciemne włosy, jego oczy miały jasny, szary kolor, kojarzący mi się z chmurami. Był dość niski, ale miał smukłą sylwetkę. Kiedy szedł, wydawał się nie dotykać stopami podłoża, wręcz unosił się w powietrzu. Ten z kolei wyglądał na niewiele starszego ode mnie.
   - Aria – odpowiedziałam nieco znudzona. Przychodzili już do mnie chyba wszyscy z obozu by dowiedzieć się jednego.
      O co chodzi z tym księżycem?
      Jak księżyc może prowadzić?
      Czemu księżyc Ci pomógł?
      Takie pytania zadawali obozowicze, którzy nie dawali mi spokoju. A ja ciągle odpowiadałam tak samo: Nie wiem.
   - Więc... - zaczął Evan, syn Eola. - Dowiedziałaś się już wszystkiego o herosach?
   - Annabeth mi tłumaczyła, ale mało co rozumiem - odpowiedziałam zaskoczona tym pytaniem. Wydawało mi się że mogli być dość mili. - To wszystko jest takie pogmatwane. - dodałam po chwili milczenia. Zauważyłam, że obaj się we mnie wpatrują z zastanowieniem. Chrząknęłam.
   - Jeśli czegoś nie rozumiesz, chętnie ci wytłumaczymy - zadeklarował się David. Uśmiechnęłam się do nich ciepło. Chyba znalazłam tymczasowych sojuszników.
   - W sumie... jest kilka rzeczy, których nie rozumiem - powiedziałam cicho.
   - Pewnie już wiesz o tym, że jedno z twoich rodziców jest bogiem. Z kim mieszkałaś dotychczas? Z mamą, czy z tatą? - podsunął drobny Evan. Spochmurniałam.
   - Z nikim. Wychowałam się w sierocińcu - mruknęłam cicho.
   - Och.
   - Wiesz, tak właściwie to się cieszę - powiedziałam, chcąc zmienić temat. - Wszyscy mi mówią, że zgodnie z przysięgą zostanę dzisiaj uznana przy ognisku. Już nie mogę się doczekać! To takie dziwne, mieć... mieć mamę, albo tatę - mówiłam wesoło. Chłopcy spojrzeli po sobie dziwnie
     A więc i oni mają mnie za wariatkę.
   - Znasz już bogów? - zapytał Evan.
   - Słyszałam o niektórych, o innych mi powiedzieli. Przynajmniej pamiętam tych głównych. Wiem, że jest Zeus, władca nieba. On... strzela piorunami, tak? Jest jeszcze Posejdon, tata Percy'ego, który rządzi morzami i Hades, król Podziemia. To jest Wielka Trójka.
   - Tak. Zeus jest ojcem Thalii, a Hades Nico - wtrącił się David.
   - Hera, żona Zeusa, bogini małżeństwa. Ale ona nie może mieć dzieci z ludźmi, więc na pewno nie jest moją matką. Demeter, bogini rolnictwa. Afrodyta, bogini piękna i miłości...
   - Dobrze ci idzie – uśmiechnął się Evan.
   - ...i Hestia, bogini ogniska domowego. Ale ona jest boginią dziewiczą, nie? Więc odpada. Dalej... Apollo i Artemida, rodzeństwo. Apollo jest bogiem muzyki i wyroczni, a Artemida łowów. Znowu bogini, która nie może mieć dzieci. Atena jest boginią mądrości, rzemiosła i wojny. To matka Annabeth, tak? A Ares... po prostu jest bogiem wojny. Dioni... Pan D. jest bogiem wina, Hefajstos ognia, rzemiosła i kowali. No i Hermes, bóg złodziei...
   - Nieźle - powiedział David kiwając głową z uznaniem. - Z ważniejszych bóstw powinnaś znać jeszcze Eola - boga wiatrów, Nemezis - bogini zemsty, Hekate - bogini magii, Persefonę, niegdyś Korę, bogini kwiatów - teraz boginię Podziemia, Iris - boginię tęczy, Hypnosa - boga snu i... coś, co może cię zainteresować. Nyks. Bogini nocy - skończył tajemniczym tonem.
   - Nocy... księżyc jest w nocy, więc to... - zaczęłam myśleć w konsternacji, jednak Evan za mnie skończył.
   - To może być twoja matka.
      Zapadła niczym nie zmącona cisza.
   - Może faktycznie... znaczy...
      Nie skończyłam. Zaczęłam się zastanawiać nad jego słowami. Moją matką może być bogini nocy. Zanim zdążyłam wyszukać jakichkolwiek oznak tej kobiety w pamięci, podjęłam decyzję.
   - Opowiedzcie mi o niej - popatrzyłam na nich błagalnie. Nie wyglądali na zachwyconych, ale nie mieli wyboru.
   - No więc... - zaczął Evan. - Tak właściwie to nie wiele o niej wiadomo. Żyje w Tatarze, wraz ze swoją córką, Hemerą – boginią dnia.
   - I powiem ci szczerze, że więcej o niej nie wiemy. - mruknął David. - Tak jak Hekate, jest strasznie tajemniczym bóstwem.
      Zamyśliłam się na chwilę.
   - Kto jeszcze mógłby być moim rodzicem? - zapytałam ciekawa, jakie mają teorie. Błagałam w myślach – byle nie Dionizos. Chyba nie wyglądam na aż tak stukniętą?
   - Mogłabyś być córką Selene, ale ona została wymazana z pamięci wieki temu. Więc to niemożliwe - powiedział zagadkowym tonem David.
   - Jej obowiązków nie przejęła Artemida? - zapytałam, niepewna czy dobrze zrozumiałam niektóre fakty z rozmowy z dziewczynami.
   - Tak, ale ona nie może mieć dzieci - powiedział znużony Evan. - Ale... może jesteś córką Posejdona? Bądź co bądź, księżyc ma duży wpływ na morza i oceany. To też część jego funkcji. Poza tym, jesteś podobna do Percy'ego. On ma trochę bardziej niebieskie oczy, ale to nic. Są po matce.
   - Hypnosa? Albo Morfeusza? To też jest związane z księżycem - mruknął David.
   - ...wpływa też na rośliny, więc może Demeter albo Dionizos? - ciągnął Evan. O nie. Nie, nie, nie Dionizos. Gadałam z gościem dwie minuty i już próbował mnie zamieć w delfina. Dziękuję, ale nie. - Księżyc jest związany z nocą, noc z ciemnością, a ciemność z Hadesem, więc...
   - Hej! - przerwałam im, nieco zirytowana. - Równie dobrze, możecie stwierdzić, że każdy z Bogów może być moim rodzicem. To do niczego nie prowadzi - mruknęłam lekko zażenowana obecną sytuacją. Nie jestem jakimś zwierzakiem w Zoo. - I moglibyście przestać mówić tak, jakby mnie tu nie było? Bo jestem.
  - No dobra. To tylko takie hipotetyczne rozważania - odrzekł David, chyba trochę obrażony.
      Nagle rozległ się gong. Chłopcy zerwali się z łóżka jak oparzeni. Na twarzach mieli ten sam uśmiech, który przysporzył mnie o dreszcz. Widząc coś takiego mój mózg krzyczał: Cofnij się!
   - Dzisiaj zdobywanie sztandaru. Idziesz z nami? - zapytał, patrząc na mnie trochę tak, jakby się zastanawiał czy dam radę udźwignąć tarczę. Zirytowało mnie to.
   - Jasne! - krzyknęłam, może trochę zbyt entuzjastycznie. - Cały dzień siedzę w tym domku - mruknęłam. Wygramoliłam się z łóżka i wybiegłam na dwór, ciesząc się, że kostka się zrosła.
      Usłyszałam za sobą krzyk chłopaków, żebym zaczekała. Zaśmiałam się cicho i pobiegłam dalej.

Hanna

      Nie dość, że mnie zataszczyli do jakiegoś koszmarnego więzienia, to jeszcze każą mi walczyć.
      Alice wepchnęła mi do rąk hełm, zbroję, tarczę oraz sztylet. Popatrzyłam na nią krzywo. Była ubrana w pełną, srebrną, lekką blachę. No dobra, ona będzie walczyć. Ale ja? Przecież i tak nie będę się poniżała do takiego poziomu, by się bronić.
      Głupi sztandar. Głupia gra. Głupie życie.
   - Żartujesz - mruknęłam, patrząc na metalowe ubranie, które mi przyniosła.
   - Wcale nie! - powiedziała, chyba urażona. - Wkładaj to, bo będzie po tobie.
Popatrzyłam na koronkową, czarną sukienkę, którą miałam na sobie i jedyne co pomyślałam to: NIE.
   - Pozwolili mi nie nosić tej cholernej oczojebnej koszulki, przeżyją brak zbroi - powiedziałam zażenowana. Nie zamierzałam się dać poddać temu obozowi. Prędzej wykąpałabym się w Styksie.
  - No jasne - mruknęła Alice, wyraźnie zła. - Twoje życie! Martw się o nie sama – pokręciła głową i odwróciła się na pięcie. Wyszła z mojego domku, ale krzyknęłam za nią jeszcze:
   - No jasne! Uciekaj!
      Chyba nie usłyszała.
      Wyszłam z domku i stanęłam w szeregu, kiedy wyznaczali drużyny. Około setka obozowiczów ustawiła się w kółku, którego środek stanowił stary głupi centaur. Zirytowana stanęłam obok, opierając się o drzewo. Poważnie będą walczyć po to, by dostać jakąś idiotyczną flagę?
   - Atena, Hermes, Apollo, Hefajstos, Posejdon, Eol, Hekate w drużynie niebieskich, a Ares, Hades, Dionizos, Hypnos, Demeter, Iris, Nemezis, Afrodyta w drużynie czerwonych! - krzyknął Chejron. - Zasady niezmienione. Strumyk jest granicą. Wszelkie przedmioty magiczne – dozwolone. Przy sztandarze mogą się znajdywać maksymalnie dwie osoby. Jakieś pytania? - Nikt nie zdążył nawet otworzyć ust, kiedy krzyknął. – Świetnie! Idziemy!
      Drużyny rozeszły się, kiedy Chejron do mnie podszedł.
   - Hanna, gdzie masz zbroję? - zapytał rozgniewany.
   - Nie mam i nie zamierzam jej mieć. Najwyżej ktoś mi ułatwi sprawę i zabije mnie, zanim zrobię to sama - odpyskowałam i zanim zareagował, czmychnęłam i dołączyłam do mojej drużyny. Annabeth prowadziła korowodem niebieskich czapeczek, jak to zwykłam ich nazywać. Razem z Percym dyskutowali o strategii.
      Dzieciak od Eola i ta mała, chyba nowa dziewczynka szli obok siebie rozmawiając. Podejrzewałam, że zgadują kto może być jej rodzicem. Taki temat podejmowali zwykle nowi.
      Ha! Bosko. Wszyscy mieli zbroje i broń. Wyglądali jak idioci.
Dostałam patrol graniczny, razem z nową i Davidem. Nie jest źle – pomyślałam. Ten mały chyba nieźle walczy.
   - Hej - mruknęłam podchodząc do nich. Dziewczynka uśmiechnęła się do mnie słodko.
   - Cześć! Jestem Aria, a ty?
   - Hanna - powiedziałam bez większego zainteresowania. Usiadłam na kamieniu i znudzona przysłuchiwałam się ich rozmowie.
   - Nie... - powiedziała dziewczynka. - Nigdy nie lubiłam ani ognia, ani kuźni. Wątpię, żeby to był Hefajstos.
   - Na pewno? - dopytywał się chłopak. - Bo byłoby super! U nas są sami chłopacy, wiesz. Jest trochę nudno.
   - Nie, jestem pewna, ze nie.
   - Na sto procent?
   - Na sto procent.
   - Jesteś pewna?
   - Tak, jestem pewna.
   - Bez żadnego zawahania?
Przyznaję, ten chłopak był irytujący i wcale się nie zdziwiłam, kiedy mała się wkurzyła.
   - Tak, bez żadnego zawahania! - krzyknęła i zatoczyła ręką łuk.
      I wtedy to się stało.
      Dokładnie tak, jak dziewczyna ruszyła ręką, tak woda w rzece się uniosła i spadła. Fale uderzyły w lśniącą posadzkę, jakby to było coś zupełnie naturalnego i absolutnie nie kierowanego prze ośmiolatkę.
Chłopak był w szoku. Aria chyba też. Dopiero po chwili zauważyłam, że mam otwartą buzię. Nie wiedziałam jak przerwać milczenie, więc powiedziałam tylko:
   - Wypadałoby powiedzieć Percy'emu.
To chyba ich obudziło. Brunetka pokręciła głową, a David się po swojej podrapał.
   - To nic nie dowodzi. Może to jakiś podmuch wiatru, albo mini trzęsienie ziemi, albo inna dziwna sprawa. Spróbujesz to zrobić znowu? - zapytał, wciąż w szoku. Przewróciłam oczami. Tak, jasne, podmuch wiatru uniósł wodę na 5m.
   - Ale co? - zapytała dziewczynka, bezradnie rozkładając ręce. - Nie wiem jak to zrobiłam. - powiedziała rozczulającym głosem. Wyglądała na przerażoną całą tą sytuacją.
   - No nie wiem. Spróbuj zrobić z tą wodą... coś – zaproponował.
   - Wielkie dzięki – mruknęła sarkastycznie
Mimo, że potrafiła się zdobyć na ironię, wydawała się być kompletnie zagubiona i przerażona. Włąściwie to się jej nie dziwiłam. Z przyzwyczajenia zaczęłam szukać nad głową dziewczynki znaku trójzębu, jednak nic się nie stało.
      No tak. Uznają ją przy ognisku.
Aria niepewnie uniosła dłoń zwiniętą w pięść do góry. Półmetrowa kula wodna uniosła się nad rzekę. Dziewczynka zachłysnęła się powietrzem. Odetchnęła spazmatycznie i uderzyła w powietrze ręką, jakby zagrywała niewidzialną piłkę do siatki.
      Kula poleciała do przodu i roztrzaskała się o jakieś drzewo.
   - Nie wierzę - szepnęła w szoku. - Nie, nie, nie, to niemożliwe.
   - Hej - powiedział spokojnie David. - Wszyscy byliśmy w szoku. Evan stwierdził, że huragan, który zdemolował pół obozu stworzył nie on, tylko wiatraczek. Trzeba się z tym pogodzić.
   - Nie o to mi chodzi – Aria machnęła ręką tak, jakby chciała, żeby zamilkł. Woda za nią wykonała podobny ruch, jednak nikt (oprócz mnie, jak zwykle) nie zwrócił na to uwagi. - Ja po prostu nie mogę być córką Posejdona. Nie chodzi o moje własne przekonanie. Ja to... wiem.
   - Jeśli chcesz dowodu, to będziemy go mieli podczas dzisiejszego ogniska – chłopak wzruszył ramionami. - Ca...
   - Cicho! - szepnęłam nasłuchując. Nagle wyczułam, że czyjeś myśli się do nas zbliżają. Grupka osób, pewnie pięcioro z domku Afrodyty zmierzali w naszą stronę.
   ~ Poważnie musi nosić takie buty? Wyglądają koszmarnie. Już nie mówiąc o jej makijażu...
   ~ Alex chyba zaczęła chodzić z Martinem. Biedaczek, przecież ona jest koszmarna!

      Tak. Definitywnie to są dzieci Afrodyty.
   - Schowajcie się - szepnęłam do nich. Pokiwali szybko głowami i ukryli się za drzewami. Oczywiście, Aria mogłaby stworzyć jakieś wielkie wodne kule, w których byśmy ich uwięzili, ale to chyba nie będzie konieczne.
   - Kogo my tu mamy?! - wrzasnęła dziewczyna o azjatyckich rysach, z pięknymi prostymi czarnymi włosami opadającymi na jej ramiona falami. Miała na sobie masę ozdób, a jej twarz zdobił idealny makijaż. Wyglądała jak modelka.
   - Cześć Drew - mruknęłam, nawet na nią nie patrząc. Uznałam za niewiarygodnie ciekawe oglądanie moich paznokci pomalowanych czarnym lakierem.
   - Nasza mała wiedźma nie będzie nas zaszczycać swoim spojrzeniem? Uważasz, że nie damy rady przejść na drugą stronę, bo stoisz tu tylko ty? - jej głos był irytująco wyzywający. Uwaga o moim wzroście mocno podniosła mi ciśnienie. Musiałam się skupić, żeby nie wybuchnąć.
   - Tak. Tak właśnie uważam – mruknęłam, wciąż opierając się o drzewo, siląc się na obojętność. Ciągle na nią nie patrzyłam, więc zmieniła taktykę. Jej głos zmienił się na o wiele słodszy, jakby trochę uniżony, kiedy powiedziała:
   - Kochanie, powiedz mi gdzie jest sztandar i pozwól nam przejść na drugą stronę.
      Od razu wyczułam, że używała na mnie swoich czarów. Szkoda, że zapomniała, że to nie do końca na mnie działa. Uniosłam głowę, a moje oczy z naturalnie niebieskich, zmieniły barwę na intensywnie fioletowe. Drew chyba zrozumiała swój błąd, bo cofnęła się machinalnie.
   - Opuścicie las i nie wrócicie do niego do zakończenia gry. W żaden sposób nie będziecie pomagać swojej drużynie. - oznajmiłam swoim zdeformowanym, podwójnym głosem. Zadziałał. Dziewczyny zaczęły się cofać, a już po chwili ich nie było. Westchnęłam cicho i oparłam się o drzewo.
   - Dlaczego na tym obozie nigdy się nic nie dzieje? - mruknęłam. Aria i David niepewnie wyszli zza krzaków.
   - Zbliżają się dziewczyny od Demeter - powiedziałam spokojnie, kiedy usłyszałam myśli zbliżających się nastolatek. - Teraz wy sobie radźcie. - mruknęłam. Zatoczyłam się, kiedy usiłowałam ruszyć się z miejsca. Użycie głosu dwa razy jednego dnia nie było dobrym pomysłem. Jednak kiedy ukryłam się za drzewami patrząc na dzieciaki, które rozkojarzone błądziły wzrokiem we wszystkie strony, poczułam jakąś chorą radość. W końcu jakaś rozrywka!
      Dwie dziewczyny wyskoczyły zza krzaków, lecz nie atakowały bronią. Rośliny oplotły się wokół stóp Davida, jednak Arii nawet nie dotknęły, chociaż dziewczyny wykonały w jej stronę taki sam ruch, jaki podziałał na Davida. Córki Demeter spróbowały ponownie, jednak rośliny w przypadku Arii ich nie słuchały. Ta podbiegła do swojego kolegi i próbowała go z nich wyplątać. Nie musiała zbytnio się nadwyrężać, bo gdy tylko dotknęła łodygi rośliny, ta puściła i opadła bezwiednie na ziemię. Napastniczki wyglądały na rozkojarzone. Popatrzyły na siebie i zdawały się zastanawiać nad tym samym, co ja.
      Czy Aria panuje nad roślinami?
      Nie, nie, nie. Aria przecież panuje nad wodą. Miałam tego dość widoczny dowód - pokaz siatkówki z piłek wodnych.
      David, wykorzystując chwilową nieuwagę przeciwniczek pobiegł do nich z mieczem. Ciachnął nim kilka razy i dziewczyny zwijały się z bólu, czołgając się w stronę swojej drużyny.
   - Nieźle – pochwaliłam go wychodząc z ukrycia, wciąż czując okropne łomotanie w głowie. - A z ciebie... – pokazałam na Arię. - ...spore jest ziółko. Masz jeszcze jakieś tajemnicze zdolności?
   - Ja...
      Nie zdążyła nic powiedzieć, bo przez rzeczkę przepędził Evan, trzymając w dłoni czerwony sztandar. Zastanowiłam się ile to mu zajęło. 2 sekundy? Jak zwykle, nikt go nie dogonił.
   - Drużyna niebieskich wygrywa! - wrzasnął Chejron, wbiegając na pole walki. Popatrzył na mnie, jakby się zastanawiał, czy dałam radę przeżyć bez tych idiotycznych, metalowych blaszek na całym ciele. Jak widać. Wzruszyłam ramionami, patrząc na niego spojrzeniem, mówiącym „A nie mówiłam?”. Pokręcił ze smutkiem głową.
   - Evan – pokazałam chłopakowi, żeby do mnie podszedł. Zdziwił się trochę, jednak zostawił sztandar swoim kolegom i posłusznie odszedł trochę od grupy.
   - Ty i Aria... zakolegowaliście się, prawda? - zapytałam. Gadałam jak własna babcia (zakolegowaliście się... no błagam, to powinno być wpisane do słownika obok człek i umizgi), ale trudno mówić o przyjaźni po kilku godzinach. Chłopiec lekko się zaczerwienił, ale skinął głową.
  - Jest pewna sprawa...

8 komentarzy:

  1. no nieźle, robi się ciekawie ;D
    tylko kto może być rodzicem Arii?
    hmmm... pomyślmy...
    jak dla mnie Aria może być córką Nyks ( księżyc, noc i te sprawy ) i potomkinią Posejdona w którymś tam pokoleniu, bo przecież dziwne by było, gdyby Pan Morza drugi raz złamał przysięgę ;p
    no chyba że istnieje jeszcze jakieś bóstwo wodne...
    raju, ciekawość mnie zżera! xD
    ulituj się w wrzuć następną notkę jak najszybciej, proooooszę *.*

    to tyle ode mnie :)
    pozdrawiam i życzę miłego czerwcowego uganiania się za ocenami ;*

    P. S. jeszcze taka jedna uwaga: myślę, że o bogach powinno się pisać z małej litery ;) w końcu Bóg jest jeden, a bogów wielu. :)

    Nyria

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdajesz sobie sprawę, że zostawiłaś informację o notce u mnie pod rozdziałem? Dla Ciebie zrobiłam wyjątek i weszłam. Chociaż zrobiłabym to prędzej czy później. :)

    A teraz coś o rozdziale.
    Zgadzam się z przedmówcą, robi się coraz ciekawiej. Nie mam żadnych zastrzeżeń. Zastanawia mnie, kim jest rodzic Arii. Myślę, że to raczej Nyks. Noc jest związana z księżycem, który przyciąga wodę, a bez światła rośliny nie mogą się rozwijać, więc może przez to tak łatwo uwolniła chłopaka z roślin.
    Nie mogę się doczekać ciągu dalszego.

    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja jestem na tyle inteligentna, że wiem, kto jest rodzicem Arii ^^
    Wracając jednak do opowiadania jako całości - muszę przyznać, że mi się podoba. Styl masz dobry, co prawda zdarzają Ci się pojedyncze błędy, ale jakoś szczególnie po oczach nie dają (wierz mi, widziałam gorsze przypadki, gdzie składnia, interpunkcja i logika w ogóle nie miały racji bytu). Ewentualnie mogłabym Cię prosić o pisanie liczebników słownie, ale zrobisz jak będziesz uważała. Jeśli chodzi o bohaterów - hm... wybacz, ale nie przepadam za Arią. Nie lubię głównych bohaterek, za to Hannę wręcz uwielbiam. Serio. Jest świetnie wykreowana i troszeczkę przypomina mi mnie... Ale tylko troszeczkę. Evan też wydaje się spoko... Tak myślę. Natomiast akcja... jest dobrze. Ani nie toczy się za szybko, ani za wolno - jak w sam raz. I nie zdradzasz od razu wszystkiego, co jest dużym plusem.
    Życzę powodzenia w dalszym pisaniu <3

    OdpowiedzUsuń
  4. O łał, łał, łał! Naprawdę nieźle! Nawiasem mówiąc, nieźle mi namieszałaś w głowie, kochana Mistic... ale za to nie jest nudno. Bardzo podoba mi się postać Hany, bo w PJ brakowało takiej postaci. A Aria... dalej nie wiem. Evan potrafi zamieszać. Czekam z niecierpliwością na kolejną notkę, zwłaszcza, że skończyła się w takim miejscu...
    Polecam mojego bloga: zbytsprytna.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, kiedy będzie nowy rozdział? Bo tak czekam i czekam a go nie widzę ;____;

    OdpowiedzUsuń
  6. Twój blog został nominowany do Liebster Blog Award! Szczegóły na: http://projekt-raj.blogspot.com/p/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Zostałaś nominowana do L.B.A więcej na:

    http://opowiadaniazsercem.blogspot.com/p/blog-page_30.html

    ;)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy